czwartek, 1 czerwca 2017

Targi

  
  Pod koniec maja pojechałem na targi pracy do Gdyni Areny, na które dostałem obowiązkowe skierowanie z urzędu pracy. Za radą pośredniczki pracy wziąłem z sobą pięć kopii cv, mimo to żadne się nie przydało, gdyż zainteresowane moimi usługami agencje opiekuńcze spodziewały się świadectw zdanych egzaminów. W dodatku wpisana w doświadczeniu zawodowym miesięczna praca w agencji Kosteczniak i spółka (tak naprawdę były to dwa tygodnie – nie zadowolona z mojej pracy podopieczna napisała do MOPSu iż nie wykonywałem swoich obowiązków, którymi były dla niej m.in. pomoc w praniu lub przesuwanie mebli) rodziła pytanie „czemu tak krótko?”, na które odpowiadałem zgodnie z prawdą - brakiem doświadczenia w pracy z osobami chorymi psychicznie. Uspokojone tym wyjaśnieniem agencje opieki nad zdrowymi psychicznie staruszkami zachęciły mnie do przysłania im świadectw na maila. Chyba tylko ja miałem cv, bo rozglądając się po innych nie zauważyłem by ktoś pokazywał swoje przy którymś ze stoisk.

  Były to moje drugie targi lecz pierwsze po których zostanie miłe wspomnienie. Przed wejściem do areny stała budka rozdająca darmowe burgery z dorszami. Wystarczyło znaleźć na targach stoisko nr.122, zaznajomić się z ofertą pracy MasterFisha, wypełnić ankietę i otrzymać bon na ich smakołyk. Czekałem trzy kwadranse w wąż-kolejce ale było warto bo skosztowałem najlepszego (i jak dotąd jedynego) burgera z dorszem jakiego jadłem w życiu.

środa, 3 maja 2017

Kot ii










Leżał na skrzynce z wodomierzami, wygrzewając się w słońcu.
Tym razem nie uciekł – może uznał że mu się śniłem.
Wcześniej zmykał ze skrzynki, dachu lub z grządek
zwinnością zaprzeczając swej tuszy.

piątek, 21 kwietnia 2017

Dwa wierszyki


Pudełko

Przyszedłem do urzędu na wyznaczoną mi porę
pobrałem numer z automatu i wyczekując cyfry
ujrzałem w przezroczystym pudełku na kolumnowej półce
pogodne niebo z zakwitającym drzewem
które zadziałało jak wpuszczenie świeżego powietrza
do zatęchłego pomieszczenia.

Zrobiłem temu zdjęcie za zgodą urzędniczek
zaabsorbowanych klientami.
Jako obraz byłoby miniaturą w dialogu
z rośliną doniczkową za szybą w sąsiednim pokoju.

.............................................................................................................................................

Łodyga

Łodyżka łubinu ledwie co wyrosła z ziemi
a zagościła odbiciem palmy w tafli herbaty.


środa, 5 kwietnia 2017

Telefony


  W piątek zadzwonili z PUPy* z ofertą sortowacza odpadów w Gdyni – Chyloni.
Zadzwoniłem pod podany mi numer we wtorek, po telefonie z urzędu czy kontaktowałem się z pracodawcą. Odebrał starszy pan, spytał o wykształcenie – Skończyłem Policealną Szkołę Medyczną w Wejherowie - odpowiedziałem. Zaśmiał się do słuchawki, mówiąc że nie potrzeba mu doktora lecz chłopa jak „dom” o silnych rękach zdolnych do noszenia ton złomu. Zatrudnienie - umowa o dzieło, przeniesienie półtorej tony - dwa tysiące osiemdziesiąt brutto. Jeśli na serio mnie to interesuje, mogę spotkać się z nim w Pruszczu Gdańskim bo tam jest siedziba firmy (w ogłoszeniu podano iż firma jest w Gdyni). Zapytałem się o nazwę firmy a on – Jaka firma?
I tu zerwało połączenie...

  Zabiorę się pilniej do szukania pracy, bo widzę że urzędniczki z PUPy będą dzwonić częściej niż kiedyś...


PUP* - Pomorski Urząd Pracy

wtorek, 4 kwietnia 2017

Teraźniejszość



Zeszły poniedziałek miał dla mnie smak krwi
od kiedy zamiast na Wzgórzu omyłkowo wysiadłem w Gdyni Głównej, 
ciągle przegryzałem ze zdenerwowania wargi.

W Rivierze dowiedziałem się że staż w Sandwich Kingu
wynosi dziewięćset pięćdziesiąt brutto za cały miesiąc,
przy ośmiu godzinach dziennie od poniedziałku do piątku.
Zapewniliby badania sanitarno-epidemiologiczne
lecz dojazd miałbym z własne kiesy.

Odmówiłem z powodu wysokości wynagrodzenia
i to był błąd, bowiem w urzędzie przypomniano mi
iż za odmowę przyjęcia stażu, czeka kara w postaci
wyrejestrowania na sto dwadzieścia dni.
Z resztą jako niezarejestrowany nie mógłbym złożyć wniosku
o dotację na założenie firmy...

Miałem szczęście że inna pracownica zauważyła iż
na ten staż „kogoś już wybrano”, po czym z drugą wpisała -
oferta stażu już nieaktualna”.
Tak oto ocaliły mnie od wykreślenia z listy bezrobotnych.

Co mi szkodziło przyjąć ten staż za siedem stów minus
osiemdziesiąt osiem złotych na bilet miesięczny?
Przynajmniej miałbym towarzystwo dwóch ładnych dziewczyn
i niepełnosprawnego umysłowo chłopaka.

Jak mogłem zapomnieć że nie mam prawa odmówić stażu?
Zaczynam zastanawiać się czy przypadkiem nie mam
pierwszych objawów Aizhaimera...
Wniosku nie złożyłem – po przejrzeniu kilkustronicowego wzoru
uznałem że sześć dni to za mało na opracowanie biznes planu.
Następny termin mam w czerwcu.

sobota, 25 marca 2017

Najbliższa przyszłość



W poniedziałek na dwunastą mam rozmowę
a za dwadzieścia pierwsza wizytę w Urzędzie.
Ubiorę się lekko, pojadę kolejką do Riviery -
kwadrans rozmowy z pracodawcą
bieg na pociąg do Gdyni Głównej
spacer tunelem dworca
przejście przecznicy z dwoma światłami
do ulicy o krzywych schodach
na której jest Urząd Pracy.

Naturalnie dotrę tam o pierwszej,
wezmę numer z maszyny, poczekam i rzucę urzędniczce
skierowanie z „brakiem kwalifikacji do pracy w kuchni”.
Innej dam wniosek o dotację na założenie firmy
a najpóźniej w piątek (ostatni dzień) złożę z biznes planem.


sobota, 21 stycznia 2017

Z notki wnuka

  Gdy w październiku 2008 rozglądałem się za pracą, dostałem od babci robotę - pilnowanie jej wystawy rysunków. Prac było dwieście pięćdziesiąt (a chciała wystawić wszystkie pięćset – wynik siedmioletnich studiów nad zwierzętami) więc uznała za bezpieczne uczynić mnie ich kustoszem. Opiekowałem się nimi pół miesiąca, cztery razy w tygodniu od dziewiątej do szesnastej. Galeria z pracami znajdowała się na parterze zabytkowego budynku należącego do szkoły. Mieścił on też dwie pracownie i magazyn mimo to panował tam przeraźliwy ziąb, gdyż oszczędny dyrektor nie zamierzał
jeszcze włączać ogrzewania. Na dodatek babci zależało by drzwi wystawy były zawsze szeroko otwarte dla wszystkich zwiedzających, dlatego pierwszego dnia przepisałem jej grafik żeby pamiętać przerwy od zajęć na czas których otwierałbym drzwi. Być może byłem pierwszym ochroniarzem w ponad sześćdziesięcioletniej historii szkoły, bo wielu mijających galerię zerkało na mnie z zaciekawieniem. Często mnie odwiedzano i pytano co też porabiam, gdyż wnuk znanej nauczycielki
zawsze wzbudza zainteresowanie. Z resztą skończyłem tam czteroletnie liceum i byłoby niemożliwe by ktoś nie wiedział "kim jestem". Jednak pewnego dnia kiedy rysowałem przed galerią, zaczepiła mnie nauczycielka historii:

- Słuchaj, kim ty jesteś dla pani Ireny: wujkiem, kuzynem?
- Jestem jej dziatkiem. - chwilę się zastanowiła i po czym rzekła:
- Aaa, jesteś jej wnukiem! Czemu nic nie mówiłeś w szkole? Ja z twoją babcią jesteśmy na Ty.
- Babcia przyjaźni się z wieloma nauczycielkami - odparłem.
- Gdybyś mi wtedy powiedział, inaczej wyglądałaby sprawa między nami...

Przez dwa lata nauki pod jej okiem, czułem że nie wie „kim jestem” ale wcale mi to nie przeszkadzało. Podobnie jak dwa razy nazwała mnie idiotą przy klasie - nie bez racji. Była mi obojętna i taka pozostała po tym spotkaniu, które to znów ukazało mi co dla innych znaczy mieć znanego krewnego w swojej szkole. Nawet jeśli nie masz zamiaru "tego" ujawniać.

Artystka z katedry

Emerytowana profesor rzeźby
niespełniona artystycznie
lecz z zamiarem zrobienia kariery
na cel obrała sobie katedry.

Tam w ekstazie dni spędzała
rysując perspektywę korytarzy
żadnego zjawiska nie pominęła
a nuż coś się wydarzy!

Pewna niemiecka turystka
chciała kupić pracę za pięć euro
"nein" - rzekła nasza artystka
gdyż więcej warte było to dzieło.
             
Za wystawienie jej prac w katedralnej kafejce,
trzem biskupom zapłaciła
dziewięcioma cudnymi rysunkami
"to dobra wymiana" pomyślała.

Jedną katedrę to od zguby uratowała,
wyganiając z niej starszego pana
chcącego zniszczyć cenne malowidła
rzucając szkłem z wodą święconą.

Choć miała sporo lat
to energią ducha tryskała
dwóch czterdziestek
tak zdrowo się trzymała.

Była korpulentna i niska wzrostem
o strudzonej wiekiem twarzy
lecz pod srebrnym włosem
tkwiły chytre lisie oczy.

A czy wnuków odwiedzała?
Pamiętała o ich urodzinach?
Jak byli mali często mówiła:
"Jeszcze będzie na was czas"
Wtedy ponad normę pracowała
a jej twórczość wziął szlak.

Gdy wreszcie po świętach do nich zawitała,
dała im sałatki i czekoladki,
foty katedry i rysunki pokazała
jako dowód że dzielnie tworzy.

Kiedyś spotkała dyrektora u którego uczyła:
- Co pani tu robi? - spytał
- Znalazłam swoje miejsce - odparła
- Gdzie? W krypcie? - rzucił złośliwie
To ją dotknęło, lecz odpowiedziała:
Jeszcze zasiądę w sztuki panteonie!

niedziela, 15 stycznia 2017

Wierszyki

Płatek

Płatek długo wirował
zanim spoczął na czapce
po czym cicho topniał
by zmienić się w plamkę.



Kubek

Za oknem pełen obłędu
  bujny taniec płatków
   a ja w ciepełku piję
       czarną kawę z
           syropem.



Śnieżki

Śniegowe narzuty
szczelnie okrywały
auta sprzed bloku,

upodobniając je
do śnieżynek
małego olbrzyma.


         
Góry

            Góry
           śniegu
          oślepiały
     w promieniach
    porannego słońca
   leżąc na parapecie.
Przez trzy dni topniały
   zanim pozostawiły;
         nakrapiany,
      esowaty,
            brudny,
          szary
              ślad.

sobota, 7 stycznia 2017

Nogi

Bolały mnie nogi, więc poszedłem do podologa.
Ten zbadał i rzekł poważnie:

Długo nie nosiłeś wkładek, dlatego rozszerzył się platfus,
prawa stopa to płetwa a z boku jest haluks.
To jest jajo - wskazał kolano - a łydka obwisła
jak kijek z tobołkiem.
Ergo - czeka cię niezła harówka.

Po badaniu nabyłem wkładki, matę oraz piłkę.
Zaopatrzony w ten sposób hartowałem nogi na macie
przez ćwierć dnia a wieczorem podczas lektury
turlałem je na zmianę po piłce.

Choć po miesiącu nadal mam uskoki kolan, to mogę stanąć na palcach
lub biec truchtem lecz ćwiczyć już muszę do swego końca!