Zeszły
poniedziałek miał dla mnie smak krwi
od
kiedy zamiast na Wzgórzu omyłkowo wysiadłem w Gdyni Głównej,
ciągle przegryzałem ze zdenerwowania wargi.
W
Rivierze dowiedziałem się że staż w Sandwich Kingu
wynosi
dziewięćset pięćdziesiąt brutto za cały miesiąc,
przy
ośmiu godzinach dziennie od poniedziałku do piątku.
Zapewniliby
badania sanitarno-epidemiologiczne
lecz
dojazd miałbym z własne kiesy.
Odmówiłem
z powodu wysokości wynagrodzenia
i
to był błąd, bowiem w urzędzie przypomniano mi
iż
za odmowę przyjęcia stażu, czeka kara w postaci
wyrejestrowania
na sto dwadzieścia dni.
Z
resztą jako niezarejestrowany nie mógłbym złożyć wniosku
o
dotację na założenie firmy...
Miałem
szczęście że inna pracownica zauważyła iż
na
ten staż „kogoś już wybrano”, po czym z drugą wpisała -
„oferta
stażu już nieaktualna”.
Tak
oto ocaliły mnie od wykreślenia z listy bezrobotnych.
Co
mi szkodziło przyjąć ten staż za siedem stów minus
osiemdziesiąt
osiem złotych na bilet miesięczny?
Przynajmniej
miałbym towarzystwo dwóch ładnych dziewczyn
i
niepełnosprawnego umysłowo chłopaka.
Jak
mogłem zapomnieć że nie mam prawa odmówić stażu?
Zaczynam
zastanawiać się czy przypadkiem nie mam
pierwszych
objawów Aizhaimera...
Wniosku
nie złożyłem – po przejrzeniu kilkustronicowego wzoru
uznałem
że sześć dni to za mało na opracowanie biznes planu.
Następny
termin mam w czerwcu.