Dziś w Biedrze na
Morskiej, tej przed Akademią Morską (gdzie wysiadam gdy nie jedzie
żaden z trajtków do Leszczynek skm) chciałem kupić książkę za
dwadzieścia pięć złotych. Sporo nie? Wczoraj zajrzałem na konto
i ujrzałem dopłatę do potrąconej wypłaty z lutego, więc
postanowiłem że zaszaleję. Chciałem ją kupić z batonikami w
promocji lecz kiedy zobaczyłem, że ich nie ma, a widząc przed sobą
kolejkę-ciągutkę, pomyślałem zajrzę do niej, by przekonać się
czy byłaby warta kilkunastu minut. Przeczytałem dwie strony,
spodobała mi się i choć byłem przekonany, że mam trzy dychy,
sprawdziłem portfel a tam czternaście złotych na zakupy! Dobrze,
że ruszyło mnie z tym sprawdzeniem, bo gdybym zdecydował się
stanąć przy kasie, blamaż miałbym nie z tej ziemi... (ba,
wspomnienie tego wracałoby później w koszmarach sennych). Ostatnio
szybko mi się kurczy ta kasa w portfelu. Kiedyś po każdych
zakupach po przyjściu do domu lub nazajutrz przed wyjściem,
sprawdzałem ile mam. A od niedawna przestałem to czynić, a
przecież warto mieć pewny zapas, nawet stówy. Zresztą nie mam
powodu obawiać się złodziei, bo z Dzikiego Zachodu nie wracam a
podczas czarnych zimowych nocy i tak zasuwam z podniesioną głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz