wtorek, 29 maja 2018

Jedenaście


Dziś w Biedrze na Morskiej, tej przed Akademią Morską (gdzie wysiadam gdy nie jedzie żaden z trajtków do Leszczynek skm) chciałem kupić książkę za dwadzieścia pięć złotych. Sporo nie? Wczoraj zajrzałem na konto i ujrzałem dopłatę do potrąconej wypłaty z lutego, więc postanowiłem że zaszaleję. Chciałem ją kupić z batonikami w promocji lecz kiedy zobaczyłem, że ich nie ma, a widząc przed sobą kolejkę-ciągutkę, pomyślałem zajrzę do niej, by przekonać się czy byłaby warta kilkunastu minut. Przeczytałem dwie strony, spodobała mi się i choć byłem przekonany, że mam trzy dychy, sprawdziłem portfel a tam czternaście złotych na zakupy! Dobrze, że ruszyło mnie z tym sprawdzeniem, bo gdybym zdecydował się stanąć przy kasie, blamaż miałbym nie z tej ziemi... (ba, wspomnienie tego wracałoby później w koszmarach sennych). Ostatnio szybko mi się kurczy ta kasa w portfelu. Kiedyś po każdych zakupach po przyjściu do domu lub nazajutrz przed wyjściem, sprawdzałem ile mam. A od niedawna przestałem to czynić, a przecież warto mieć pewny zapas, nawet stówy. Zresztą nie mam powodu obawiać się złodziei, bo z Dzikiego Zachodu nie wracam a podczas czarnych zimowych nocy i tak zasuwam z podniesioną głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz